To jedno z moich trudniejszych doświadczeń związanych z byciem w spektrum ASD, podejrzewam, że dla wielu innych osób z ASD równie ciężkie. Często zdarza mi się przebodźcowanie, przeciążenie sensoryczne, przeładowanie jednoczesnym stresem, kontaktem z ludźmi i hałasem/światłem. Zazwyczaj potrafię sobie z tym poradzić, zwykle wycofując się z trudnej sytuacji lub miejsca. Unikam też okoliczności, o których wiem, że wywołają przebodźcowanie (koncerty, imprezy w klubach, zakupy w galeriach handlowych, grupowe wyjazdy), czyli nie pozwalam, żeby się wydarzyło. Ale są takie sytuacje, w których TO wygrywa, a ja nie mam siły się bronić. Co się wtedy dzieje i dlaczego o tym piszę?
1. Mój organizm odmawia kontaktu ze światem, następuje wycofka, wyłączenie się, zamknięcie systemu, czyli shutdown. Wygląda to mniej więcej tak, że czuję się na tyle źle (mdłości, migrena, lęk), że nie jestem w stanie mówić ani być w kontakcie, potrzebuję natychmiast się odizolować od ludzi, dźwięków i światła. Kiedy dochodzę do siebie, jestem potwornie wyczerpana i w dalszym ciągu niechętnie podejmuję kontakt z kimkolwiek. Czasem nie odzywam się cały dzień. Otoczenie jednak rzadko kiedy orientuje się, że coś jest nie tak. Przypominam sobie ledwie kilka zdziwionych reakcji na moje komunikaty: „muszę się wyizolować”, „przepraszam, muszę iść poleżeć”. Nawet moja partnerka dopytywała jeszcze niedawno, co takiego niefajnego zdarzyło się podczas służbowego wyjazdu, że nie mogę jej o tym opowiedzieć (nie byłam w stanie mówić, nic się nie zdarzyło, po prostu spędziłam trzy dni w nieprzerwanym kontakcie z kilkoma osobami).
2. Osoby z ASD różnie reagują na przebodźcowanie. Niektóre reagują płaczem, krzykiem, złością, czasem agresją, czyli doświadczają meltdownu. Jak się domyślacie, to jest ten rodzaj reakcji, który jest znacznie czytelniejszy dla osób diagnozujących ASD. Jest jednak spora grupa osób z ASD, które nigdy lub prawie nigdy nie doświadczają meltdownu. W tej grupie jest wiele kobiet. Nie próbuję tu lansować teorii, że mężczyźni zazwyczaj doświadczają meltdownu, a kobiety shutdownu, bo to nieprawda. Ale jednak zaryzykuję hipotezę, że kobiety częściej są skłonne do zamykania się niż do publicznych wybuchów emocji. W końcu to istotna część socjalizacji do ról płciowych – uczenie, że normą dla dziewczynek jest być cicho, zachowywać się „grzecznie”, nie zajmować miejsca, nie zwracać na siebie uwagi. Myślicie, że osoby z ASD nie internalizują społecznych norm? Hmm.
3. To, co opisałam w punkcie 1, to stan na teraz, moje doświadczenie z dorosłego życia. W dzieciństwie i w okresie dorastania moje reakcje na przeciążenie sensoryczne i bardzo duży stres były inne. W szkole podstawowej trudne sytuacje sprawiały, że zastygałam, unikałam zbyt ciężkich zadań lub kontaktu, np. udawałam, że nie słyszę, co mówi do mnie inna osoba. Teraz opisałabym to jako stan podobny do zamrożenia. Ale najgorsze były omdlenia. Zdarzały się zazwyczaj w miejscach, w których nie chciałam być: w kościele, na szkolnych apelach, akademiach. Uczucie kompletnego wyczerpania po powrocie do świadomości było bardzo podobne do tego, którego doświadczam w dorosłym życiu po shutdownie.
Po tym, jak umieściłam omdlenia na mojej liście, kilka dorosłych kobiet z ASD lub w trakcie diagnozy (oraz kobiety, które podejrzewają u siebie ASD) napisało do mnie, że miały podobnie. Oczywiście nikt nas nigdy o to nie zapytał. Mam podejrzenie, że to może być jeden z tropów, które są masowo przegapiane u dziewczyn z ASD.