„Ale żeby nawet dzień dobry nie powiedzieć?” Czasem dociera do mnie oburzenie na – do wyboru – moją arogancję, poczucie wyższości, mrukliwość albo brak kultury. To prawda, zdarza mi się nie witać z napotkanymi znajomymi, nie pozdrawiać, nie kłaniać się, nie zauważać. Ale nie wynika to z mojej rzekomej arogancji czy narcyzmu. Dzieje się tak głównie z dwóch powodów:
- nie rozpoznaję osoby,
- nie jestem gotowa na kontakt.
Ad. 1. Nie mam prozopagnozji, zazwyczaj rozpoznaję twarze (z paroma wstydliwymi wyjątkami). Tyle że nie jest to pierwsza rzecz, na podstawie której dokonuję identyfikacji osoby. Zwykle rozpoznaję ludzi po sposobie chodzenia lub po jakimś charakterystycznym elemencie wyglądu. Dopiero wtedy twarz „skleja się” z resztą informacji. Wystarczy jednak, że zmieni się coś w wyglądzie twarzy, np. osoba założy okulary przeciwsłoneczne zasłaniające pół twarzy albo zasadniczo zmieni fryzurę lub kolor włosów i mój system rozpoznawania ludzi głupieje. Kontekst też może sprawić, że całość się nie skleja, np. kiedy sąsiadkę spotykaną zazwyczaj w okolicach mojego bloku widzę w zupełnie innej części miasta. To pewnie jest dziwne, zaskakujące i nieprzyjemne dla znajomej osoby, kiedy nie reaguję na przyjazne „cześć” albo zdaję się w ogóle jej nie zauważać (opóźniona reakcja też wystarczy do afrontu). Nic na to nie poradzę. Mogę tylko wyjaśnić, że nie ma w tym złej woli z mojej strony (ani tym bardziej poczucia wyższości czy innych chętnie przypisywanych mi intencji).
Ad. 2. Zdarza się też, że rozpoznaję osobę, ale nie jestem w stanie nawiązać kontaktu. Zazwyczaj są to niespodziewane sytuacje, przypadkowe spotkania na ulicy albo w innym miejscu. Nie jestem gotowa na interakcję, nie zaplanowałam jej, nie miałam czasu, żeby się do niej przygotować, więc muszę jej uniknąć (podobnie jest z telefonami, które zazwyczaj mnie zaskakują – mało kto uprzedza, że zadzwoni). Jestem w słabej formie albo myślę właśnie o czymś innym, wszystko jedno, w każdym razie nie umiem natychmiast „przestawić się” na tryb rozmowy. Powiecie pewnie, że każdy czasem tak ma (?), że każdy czasem udaje, że kogoś nie widzi, kiedy nie ma ochoty rozmawiać. U mnie nie ma to nic wspólnego z niechęcią do osoby. Po prostu: jeśli sytuacja mnie zaskoczy, nie mam zasobów, żeby improwizować. Jeśli nie jestem przygotowana, wycofuję się, jedyny dostępny dla mnie tryb to unikanie.
Wybaczcie więc znajome osoby, które mijałam bez słowa, nie cieszyłam się na Wasz widok albo dziwnie reagowałam na niespodziewane spotkanie. Mój mózg potrzebuje czasu na przetworzenie niezaplanowanej sytuacji i – przede wszystkim – na reakcję, zwłaszcza reakcję werbalną. Przestawienie się w trybie ekspresowym z rozmyślań na konkretny temat na konwersację z przypadkowo napotkanym człowiekiem to ogromny wysiłek. Nawet jeśli jest to człowiek, którego lubię.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.