Elling w grupie

Moja pierwsza dziewczyna nazywała mnie czasem Ellingiem (zapewne z braku podobnej bohaterki). Pamiętacie Ellinga? To był taki zupełnie niewyluzowany, śmieszny gość, który bał się odbierać telefon i wychodzić na ulicę. Film był w kinach w 2001 roku, byłam wtedy na studiach i jedyny raz w życiu miałam grupę kilku osób, z którymi się trzymałam. Nie rozumiałam wtedy, że jestem grupowym Ellingiem – osobą, której dziwactwa są traktowane z pobłażliwością i przymrużeniem oka (z serdecznością oczywiście też). Wczoraj odkryłam, że Elling od dawna gości na autystycznych przeglądach filmowych – co za niespodzianka! 😀

Nie umiem funkcjonować w grupach, a z wiekiem zmniejsza mi się też potrzeba identyfikowania się z grupami. Dopiero niedawno zrozumiałam, jakim sposobem udało mi się przebrnąć przez system edukacji i dlaczego radzenie sobie w grupie w sytuacji zawodowej jest dla mnie ogarnialne, ale w sytuacji towarzyskiej – już kompletnie nie. Otóż w formalnych sytuacjach zazwyczaj mam jakąś funkcję albo konkretną rolę do odegrania, która sprawia, że wiem, jak się zachowywać i czego się ode mnie oczekuje. W szkole podstawowej np. byłam przewodniczącą klasy, mało tego, pełniłam nawet funkcję kapitanki drużyny siatkówki, chociaż byłam kompletną ofermą (ale najlepiej znałam zasady gry). W dorosłym życiu ciągnęło mnie niestety do działalności społecznej, która oznaczała dużo kontaktów z ludźmi, np. prowadzenie szkoleń (chociaż to i tak nie jest najgorsza opcja, bo w roli prowadzącej można kontrolować sytuację i ustalać zasady, a tego, jak się zachowywać, można spokojnie się nauczyć). Chyba najtrudniejszym dla mnie doświadczeniem było członkostwo w stowarzyszeniu funkcjonującym bardzo mocno w oparciu o relacje osobiste (zrezygnowałam po diagnozie). Teraz w pracy na szczęście mój zespół liczy trzy osoby i rzadko kiedy spotykamy się osobiście 🙂 Natomiast znam (i podziwiam) autystyczne osoby, które dobrze sobie radzą w zespołach w swoich miejscach pracy, więc nie dla wszystkich jest to nie do zrobienia. Dużo gorsze dla mnie są grupowe kontakty towarzyskie.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Co się dzieje w sytuacjach nieformalnych?

1) W towarzystwie jednej osoby czuję się w miarę bezpiecznie, ale wystarczy, że pojawi się jeszcze jedna i już wydaje mi się, że ludzie natychmiast zaczynają w coś grać. Oczywiście, im więcej osób, tym dla mnie gorzej. Ponieważ nie jestem w stanie do końca „załapać”, co się dzieje i jak powinnam się zachowywać, zazwyczaj albo się wycofuję i nie mówię nic, albo próbuję jakoś nadążyć, co kończy się katastrofą, bo wtedy spinam się jeszcze bardziej niż zwykle i mówię rzeczy nudne, nie na miejscu, mało śmieszne, w dodatku sformalizowanym językiem i posługując się (lub nie) nieadekwatną mową ciała.

2) Nie rozumiem, co się dzieje, ponieważ w grupach odbywa się społeczny teatrzyk: sprzedawania swojego wizerunku, nabijania sobie punktów u osób, które są wyżej w hierarchii albo w rankingu zajebistości oraz podkreślania własnej pozycji poprzez relacje z najbardziej zajebistymi osobami. Oprócz tego, że trzeba wiedzieć, na czym polega zajebistość w danej grupie, warto też być osobą wygadaną i szybko reagującą na to, co się dzieje, najchętniej ciętymi ripostami lub akceptowanym przez grupę rodzajem poczucia humoru. Jak wiadomo, to nie ja 😀

3) Nie rozumiem hierarchii w grupach. To znaczy ogarniam funkcje, stanowiska i tytuły, natomiast zupełnie nie wiem, jak w związku z tym powinnam się zachowywać wobec osób, zwłaszcza jeśli wysoko w hierarchii są dzięki popularności, która nie wynika z żadnego formalnego umocowania. Nie zliczę wtop, kiedy przechodziłam lub nie na „ty” za szybko/wolno i w nieodpowiednich sytuacjach, kiedy byłam zbyt sztywna lub zbyt bezpośrednia wobec osób, które w nieformalnych sytuacjach ciągle pozostawały w hierarchii.

Nie myślcie jednak, że jakoś szczególnie cierpię, wychodząc na piwo z jedną osobą zamiast z dziesięcioma. Nie doskwiera mi również fakt, że nie muszę dbać o relacje z osobami, które ewidentnie mają mnie gdzieś, ale są wpływowe, więc warto się postarać. Natomiast procesy i role grupowe nieodmiennie mnie fascynują. Od tych nie są wolne również autystyczne grupy (mam na myśli te funkcjonujące w internecie), ale to już temat na całkiem inny post.