O grzecznej dziewczynce

W dzieciństwie byłam grzeczną dziewczynką. Dobrze się uczyłam i nie sprawiałam tzw. problemów wychowawczych. Siedziałam z nosem w książkach, nie odzywałam się niepytana i nienawidziłam szkoły. Brzmi znajomo?

Zanim wpadłam w tryby systemu edukacji, byłam przemądrzałym dzieckiem. Późno zaczęłam mówić, ale wcześnie – czytać i pisać. Moim ulubionym przedmiotem w domu była encyklopedia. Inne dzieci mnie nie interesowały, towarzystwo dorosłych mi wystarczało. Podobno miałam niesamowitą pamięć i wiedzę nieadekwatną do wieku. Oczywiście nie był to powód do niepokoju. Kto by przejmował się tym, że dzieciak zna na pamięć czytane książki i nie chce wychodzić na podwórko? W dodatku byłam „bardzo posłusznym dzieckiem”, jak rzewnie wspomina mama. I wyjaśnia, że kiedyś musiała zostawić mnie samą w domu i wyjść do sklepu (miałam jakieś cztery lata), więc poprosiła, żebym nie ruszała się z miejsca. Po powrocie zastała mnie w tym samym miejscu i w dokładnie tej samej pozycji, w jakiej mnie zostawiła.

Skoro wszystko było tak pięknie, a ja byłam taka zdolna, rodzice wymyślili, że pójdę do szkoły rok wcześniej. Tym sposobem wylądowałam u psycholożki. Później krążyły rodzinne legendy na temat moich „erudycyjnych” odpowiedzi na jej pytania. „- Skąd się bierze węgiel? – Dziadek przynosi z piwnicy”. Oficjalnie nie poszłam wcześniej do szkoły z powodu mojej… leworęczności (którą zajęto się w jedynie wówczas słuszny sposób, czyli próbowano mnie „przestawić”). Myślę jednak, że psycholożka coś wyczuła, chociaż niekoniecznie miała pomysł na to, co u mnie nie styka (a może miała, ale tego nigdy się od rodziców nie dowiedziałam).

Moja szkolna kariera miała więc przebiegać w normalnym trybie. Od początku stawiałam opór, nie chciałam tam chodzić, wymyśliłam nawet, że pójdę na rentę szkolną. Ale opór został złamany, a ja błyskawicznie zmieniłam się w zastraszoną, nerwową dziewczynkę, która nie chce mieć kłopotów. Nauka zresztą żadnych kłopotów mi nie sprawiała, wiedziałam wszystko i byłam najlepsza. Natomiast inne dzieciaki i nauczyciele przerażali mnie, szybko przyjęłam więc strategię unikania. I miałam jeden wielki słaby punkt: lekcje WF. To było coś, czego nie mogłam się po prostu nauczyć albo zapamiętać. Byłam niezdarą, a największy stres powodowały u mnie ćwiczenia związane z równowagą: stanie na głowie i na rękach, przewroty. Do tej pory WF śni mi się po nocach: nie mogę kogoś dogonić, muszę raz jeszcze coś zaliczyć, ale wiem, że nie dam rady, po prostu nie potrafię. Co za koszmar.

Była jeszcze jedna rzecz: poczucie inności towarzyszące mi właściwie od pierwszego kontaktu z grupą, czyli od „zerówki” (do przedszkola nie chciałam chodzić i udało mi się to wymusić w domu). Tyle że w nastoletnim wieku zaczęłam to poczucie inności interpretować moją homoseksualnością (wszystko się zgadzało, bo pamiętam, że miałam ochotę pocałować dziewczynę już w wieku siedmiu lat) i sama przekonałam się do tego wyjaśnienia na wiele lat. Ta teoria legła w gruzach, kiedy już po studiach zaczęłam trochę poznawać środowisko osób LGBT i… dalej czułam się inna.

W liceum funkcjonowałam podobnie jak w podstawówce: najlepsze oceny i wielkie nerwy w kontakcie z ludźmi. Jakoś dotrwałam, była to w końcu znana i rozpoznawalna struktura. Ludzie się czepiali bardziej, ale wiedziałam mniej więcej, jak się zachowywać i czego się ode mnie oczekuje. Prawdziwe kłopoty zaczęły się na studiach. Tu już nie wystarczało nauczyć się „od do”, ważna była inicjatywa, aktywność i oczywiście relacje. Poza tym: nowe miasto, kilkadziesiąt osób na roku i akademik, bo nie było mnie stać na samodzielne mieszkanie. Stres był za duży. Po próbie samobójczej i pobycie w szpitalu psychiatrycznym rytm w moim życiu zaczęły wyznaczać kolejne epizody depresji.

DSCN0671

Wiem, że nie było szans na diagnozę w dzieciństwie. Grzeczne dziewczynki nikomu nie przeszkadzają, nikt ich nie zauważa. Musiałam poradzić sobie sama. Ale grzeczne dziewczynki kiedyś pękają. I okazują się na przykład autystycznymi lesbami.

 

 

Reklama

6 myśli na temat “O grzecznej dziewczynce”

  1. Jakbyś o mnie pisała. Tyle że u mnie diagnoza mogła być postawiona od razu, bo tuż po porodzie moja matka usłyszała, e to dziecko ma autyzm. Był rok 76 i autyzm rozpoznał od razu lekarz, który mnie przyjmował na świat. Matka to niestety olała i olewa do dziś.

    Polubione przez 1 osoba

  2. Ojezu, jakbym o sobie czytała. Tylko że mnie faktycznie wysłali do szkoły rok wcześniej i teraz wyobraź sobie jak dzieci reagowały na osobę wyraźnie dziwną i jeszcze w dodatku rok młodszą. Masakra.

    Polubione przez 1 osoba

Skomentuj

Proszę zalogować się jedną z tych metod aby dodawać swoje komentarze:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: